Senator Stanisław Gawłowski i trzech radnych z klubu Koalicji Obywatelskiej zaproponowali, by stadion Bałtyku nosił nazwę mistrzyni olimpijskiej z Koszalina, Małgorzaty Hołub-Kowalik. I o ile nie ma wątpliwości, że najwybitniejsza sportsmenka w historii miasta zasłużyła na adekwatne do swojego osiągnięcia wyróżnienie, o tyle nazywanie jej imieniem akurat tego konkretnego obiektu niosłoby za sobą mocno groteskową historię.
O skali sukcesu Małgorzaty Hołub-Kowalik świadczy fakt, że jest dopiero drugą osobą w historii miasta, która może pochwalić się medalem zdobytym na Igrzyskach Olimpijskich. Czterdzieści pięć lat temu na trzecim stopniu podium stanął judoka Marcin Tałaj i to by było na tyle. Mowa o ogromnym osiągnięciu, więc nie ma się co dziwić, że w przestrzeni publicznej pojawiła się taka propozycja. Na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza. Sam Gawłowski rzucił, że skoro mamy w Polsce skocznie narciarską im. Adama Małysza, to dlaczego mielibyśmy nie mieć stadionu im. Małgorzaty Hołub-Kowalik? No właśnie, dlaczego? Cała dyskusja sprowadza się do sporego uproszczenia. Adama Małysza nikt ze skoczni narciarskiej nie wyrzucił, Małgorzatę Hołub-Kowalik ze stadionu - nie dosłownie, ale owszem. Oczywiście tu się wychowała, tu trenowała przez czternaście lat i nie jest jej winą, że mimo osiąganych rokrocznie sukcesów władze miast - na czele z prezydentem Piotrem Jedlińskim i wiceprezydentem Przemysławem Krzyżanowskim - na poważnie dostrzegły ją dopiero, gdy mogły ogrzać się w blasku jej olimpijskich medali.
Bardzo możliwe, że stadion Bałtyku Koszalin powinien nosić jej imię. W końcu osiągnęła ogromny sukces, jest związana z miastem, a na tym obiekcie spędziła większość sportowej kariery. Nikt nie zastanawia się, czy na to zasłużyła, bo odpowiedź jest jasna. Zasłużyła. Chodzi jedynie o to, żeby zauważyć pewną groteskowość całej sytuacji.
No bo co jest tutaj, z perspektywy władz miasta, najbardziej groteskowe? Oto imieniem złotej medalistki Igrzysk Olimpijskich może zostać nazwany stadion, z którego półtora roku temu musiała odejść i przenieść się do Lublina, bo jej macierzysty obiekt nie nadawał się do niczego. Przypomnijmy, że aktualnie na Bałtyku nie można organizować żadnych zawodów. Mało kto o tym wszystkim przypomina, a przypominać trzeba, bo z takim podejściem, jakie panuje obecnie, na następny tego typu sukces znów trzeba będzie czekać czterdzieści pięć lat. - Nasze oświadczenie jest wyrazem bezsilności i wyczerpaniem wszelkich możliwości Zarządu KL Bałtyk w sprawie problemów z jakimi borykamy się od kilku lat, czyli zwiększeniem dotacji dla Klubu oraz beznadziejnym stanem nawierzchni tartanu na obiekcie ZOS Bałtyk w Koszalinie. Bardzo żałujemy, że władze Miasta Koszalina nie zrobiły wystarczająco dużo, aby zatrzymać ją w naszym mieście - pisał półtora roku temu, gdy Małgorzata Hołub-Kowalik zamieniała Koszalin na Lublin, Klub Lekkoatletyczny Bałtyk Koszalin. - Mimo wielu próśb o zwiększenie dotacji, klub nie otrzymał od Urzędu Miasta żadnej odpowiedzi. A zatem możliwe, że medalistką olimpijską będzie mógł się pochwalić Lublin, a nie Koszalin - zaznaczał Super Express. Co jest w tej całej sytuacji najbardziej niepokojące? Kompletny brak ustosunkowania się do tego wszystkiego prezydenta Jedlińskiego. Gratulacje złożyć łatwo. Ogrzać się w blasku sukcesu jeszcze prościej. Ale zaproponować, co zrobić, by podobna sytuacja jak półtora roku temu nie miała już miejsca, albo przyznać wprost, że ma to się gdzieś i nie ma się co łudzić na poprawę czegokolwiek - zdecydowanie trudniej. I właśnie brak jakiegokolwiek stanowiska rządzących miastem i utrzymujący się cały czas fatalny stan stadionu Bałtyku jest w tym wszystkim największym problemem.
źródło: Norbert Skórzewski
|
|