Wielki klasyk przy Budziszyńskiej
W poniedziałek byliśmy świadkami konfrontacji dwóch wielkich zespołów TKKF.
Stocznia Nowa stanęła do konfrontacji z Radissonem. Obie drużyny z długą historią występów w TKKF, obie drużyny to ścisła czołówka ostatnich lat na boiskach przy Budziszyńskiej. I wreszcie obie drużyny mają sobie wiele do udowodnienia! Dlatego w poniedziałkowym meczu zwyczajnie nie mogło zabraknąć walki o każdy metr boiska, ostrej wymiany ciosów, zaciętej walki, czy chociażby dyskusyjnych sytuacji. Jedni i drudzy nie potrzebują również dodatkowej mobilizacji na swoje mecze. Każdy jest ważny, ale tylko jeden, gdy te dwie ekipy stają na przeciwko siebie emanuje dodatkowymi emocjami, których na próżno szukać gdzie indziej. Nie inaczej było i tym razem - obie ekipy wiedziały, po co przyjechały i dla obu liczyło się tylko jedno: zwycięstwo! Do Radissona powrócił jeszcze nie do końca w pełni sił Tomasz Skibiński oraz jego syn, który w poprzednim sezonie bronił barw Stoczniowców. Do Stoczni natomiast powrócił Wiesław Cnych, który wyleczył kontuzję, za to zabrakło Wojciecha Olka, który zawsze był mocnym asem z rękawa Stoczniowców. Mecz zaczął się od ataków Stoczni. W ustawieniu 2-1-3 Stoczniowcy wyciągali „Hotelarzy” na swoją połowę i stamtąd konstruowali swoje ataki. Radisson natomiast jak gdyby czekał tylko na swoją okazję do kontr. Chociaż od czasu do czasu również można było zobaczyć atak pozycyjny w wykonaniu tej ekipy. Jednak to sposób gry z rozciągnięciem na boki obrońców stosowany przez Stocznię okazywał się w pierwszej połowie niebezpieczniejszy. Po ładnej wymianie piłki między Stoczniowcami w końcu w świetnej sytuacji jeden na jeden znalazł się Zdunek, ale na wysokości zadania stanął bramkarz „Hotelarzy”. Chwilę później po groźnej kontrze Stoczniowcy musieli ratować się wybiciem piłki poza linię, a całą akcję zatrzymał właśnie wracający po kontuzji Gnych. Kolejna szarża Stoczniowców i tym razem strzałem z daleka popisał się Adrian Małachowicz, który przysporzył niemałych kłopotów Witkowi broniącemu w Radissonie. Danych stojący między słupkami Stoczniowców nie miał wiele do roboty, ponieważ dobrze spisywali się Gift, Małachowicz i właśnie Cnych, a z przodu szarżowali Zdunek z Topkiem i Andrzejem. Szczególnie mocno dawał się we znaki „HotelarzomH Zdunek. Za to obrońcy Stoczni musieli uważać na zawsze niebezpiecznego Skibińskiego. Po dość wyrównanej pierwszej połowie z delikatnym wskazaniem na Stoczniowców obie ekipy schodziły z bezbramkowym remisem. Od początku drugiej do ataku ruszyli „Hotelarze” robiąc to na tyle skutecznie, że zaczęli stwarzać realne zagrożenie broniącemu dostępu do bramki Czekoladzie, który w przerwie zmienił Danycha. Stoczniowcy zaczęli wdawać się w przepychanki i właśnie po jednej z takich akcji został przyznany wolny z kilkunastu metrów dla „Hotelarzy”. Atomowego uderzenie nie zatrzymał, ani mur Stoczniowców, ani bramkarz, a piłka odbijając się jeszcze od poprzeczki wpadła z impetem do bramki. Trzeba przyznać, że piękna brazylijka, chociaż nie do końca wiadomo, czy strzał był na tyle precyzyjny, czy po prostu mur nie był do końca dobrze ustawiony. To już na pewno nie martwiło Radissona. Jednak Stoczniowcy podjęli rękawicę i ruszyli do ataku. Nie długo kibice Stoczniowców musieli czekać na groźne sytuacje podbramkowe. Po jednej z takich błąd popełnił bramkarz Radissona. Nie złapał wydawałoby się dość prostej piłki, po czym ta wylądowała na głowie Andrzeja ze Stoczni, a ten z około 3 metrów uderzając z głowy trafił piłką w poprzeczkę. Stoczniowcy zmotywowani jeszcze bardziej przycisnęli i juz chwilę później z 3 metrów z dość trudnej pozycji uderzał Zdunek minimalnie obok lewego słupka, Gdy wydawało się, że Stoczniowcy nie odczarują dzisiaj bramki Radissona, poszła akcja prawą stroną. Ładne wrzutka na główkę, tym razem uderza z głowy Zdunek i wreszcie piłka znalazła drogę do siatki. Takim sposobem mieliśmy remis. A Zdunek, prawdziwe utrapienie w tym meczu dla Radissona, chciał o sobie przypomnieć jeszcze raz, kiedy to po ładnym zwodzie uderzył lewą nogą, a piłka odbiła się od słupka. To był ostatni sygnał dla Radissona, który raczej się już nie wypuszczał pod bramkę rywala, a wolał zabezpieczyć tyły ratując tym samym cenny remis. Warty odnotowania jest również fakt, iż podczas meczu doszło do małego spięcia między trenerem Stoczniowców a jednym z podopiecznych, na skutek czego zawodnik zrezygnował z gry w zespole Stoczniowców, co jak zgodnie stwierdziła drużyna w szatni jest raczej wzmocnieniem niż osłabieniem. własne/wenkroy7 relacjďż˝ dodaďż˝: Koniu |
|