Nie takiego początku nowego sezonu 2012/2013 spodziewali się po swoich ulubienicach licznie przybyli tego dnia na halę przy Twardowskiego kibice. Porażka 22:24 (11:13) z beniaminkiem, który tak naprawdę nie pokazał nic wielkiego musi boleć. Szczecinianki były po meczu wyraźnie załamane. Inne odczucia panowały w obozie Sambora, dla którego jest to powrót na salony po rocznym rozbracie z ligową piłką ręczną na najwyższym poziomie.

- Nie wiem co się z nami stało. Przegrałyśmy ten mecz. Myślę, że jest to jednak niespodzianka, choć żadnego przeciwnika się nie powinno lekceważyć. Panowała za duża nerwowość, nie mogłyśmy się dogadać, dużo było tych niewykorzystanych sytuacji sam na sam. To na pewno zaważyło - skomentowała zaraz po meczu bramkarka Adrianna Płaczek.

Już sam początek zawodów pokazał, ze rywal nie będzie łatwym przeciwnikiem i o punkty z nim będzie trzeba walczyć do samego końca. Wynik spotkania otworzyła Monika Stachowska, ale już po kilku minutach Pogoń przegrywała 1:3. W 8. minucie szczecinianki zdołały wyjść na prowadzenie 4:3. Prym w tym czasie pod bramką Dominiki Brzezińskiej wiodła Aleksandra Kucharska.

Do 18. minuty wynik ciągle oscylował wokół remisu. Niesamowicie w mecz wprowadziła się Justyna Domnik. - Cieszę się, że ten mecz na inaugurację i na powrót do ekstraklasy mi wyszedł. Cóż mogę więcej dodać. Jestem zadowolona. Zadowolona mogła być nie tylko ona, ale i jej koleżanki, które na przerwę schodziły z bagażem dwóch bramek zapasu. Nieskuteczność i nerwowość były tego dnia synonimem gry Pogoni Baltica. To właśnie gospodynie spowodowały, że bardzo dobry występ zanotowała bramkarka Sambora.

Wydawało się, że po przerwie role się jednak odwrócą, wszak to w Grodzie Gryfa w końcówce minionego sezonu rozgrywały się mecze, których przebieg był bardzo wyrównany i często te punkty zostawały jednak w Szczecinie. Taki scenariusz był bliski zrealizowania, niestety gospodynie nie zdołały opanować swoich nerwów. Brak chłodnej głowy, zbyt szybka chęć wyrównania i niesamowita wręcz nieskuteczność spowodowała, że to goście mogli się tego dnia cieszyć ze zdobyczy punktowej.

- Też uważałem, że byliśmy faworytem w tym meczu. Życie pokazało jednak co innego. Nie udźwignęliśmy ciężaru gatunkowego tego spotkania. Przegraliśmy go w głowach, bo nie można z dnia na dzień zapomnieć i funkcjonować tak jak do tej pory to wyglądało. Obrona była naprawdę niezła, dzisiaj jednak zwłaszcza w pierwszej połowie była w niej dziura. W ataku mieliśmy grać inaczej. Zabrakło przede wszystkim zimnych głów. 11 sytuacji niewykorzystanych sam na sam i trzy rzuty karne jest niepokojącym bilansem jaki mamy po tym meczu - powiedział po meczu trener Dariusz Molski.

Po tej porażce trzeba jednak się szybko podnieść. Faktem jest, że to dopiero początek rywalizacji, a podobnych spotkań w tym sezonie będzie znacznie więcej. Podstawą będzie wyciągnięcie odpowiednich wniosków i dalsza praca, bo w tym zespole bez wątpienia drzemie duży potencjał.

ďż˝rďż˝dďż˝o: własne