Singiel nie dla Kocyły
Środowe zmagania tenisistów na kortach przy Wojska Polskiego rozpoczynały się w samo południe. Jako pierwsi na korcie centralnym wystąpili Federico Delbonis oraz Ivan Sergeyev. Argentyńczyk rozstawiony z szóstką w szczecińskim challengerze był faworytem tej konfrontacji, ale dużo niżej notowany Ukrainiec nie zamierzał ułatwiać mu zadania. Sergeyev nieoczekiwanie wygrał pierwszego seta po zaciętym boju 6:4, a w drugim wydawało się, że jego rywal zrewanżuje się za taki wynik. Jednak ten set padł także łupem naszego wschodniego sąsiada, który tym razem potrzebował siedmiu gemów na udowodnienie swojej wyższości.
Półwysep Iberyjski w grze
Następnie na korcie pojawili się dwaj Hiszpanie. Bardzo dobrze znany w Szczecinie Albert Montanes (na zdjęciu) to turniejowa czwórka, natomiast jego rywal Daniel Munoz-de la Nava plasuje się w okolicach połowy drugiej setki rankingu ATP. Historia ich pojedynków była jednak wyrównana, co miało odzwierciedlenie także w tym meczu. Pierwsze trzy gemy do zera wygrywali serwujący, natomiast w czwartym nieoczekiwanie de la Nava przełamał swojego rywala i wyszedł na prowadzenie 3:1, a po chwili wykorzystał swoje podanie. Montanes w szóstym gemie prowadził już 40:0, jednak chwile dekoncentracji spowodowały, że na tablicy wyników pojawił się rezultat 40:40. Faworyt wziął się w garść i mając kilka razy przewagę nie oddał tej partii, by po chwili przełamać oponenta, a następnie wyrównać stan seta na 4:4. Kolejne dwa gemy padły znów łupem serwujących, ale w jedenastym Montanes nie potrafił prowadząc 40:30 dobić rywala i dał się przełamać. Nie pomogła mu też dobra postawa przy stanie 40:40 przy serwisie przeciwnika i po prawie godzinie gry przegrał pierwszego seta 5:7. Druga partia meczu zaczyna się od gry na przewagi. De de la Nava posyła piłkę w krzaki wściekły na siebie za to, że dał się dogonić, ale w końcu rozstrzyga gema na swoją korzyść. Po chwili mamy wyrównanie, a Montanes zaczyna ładnie i skutecznie grać skrótami. Cóż z tego skoro po chwili ten element go zawodzi. Przechytrzył sam siebie i jest 1:2. Kolejne dwa gemy bez przełamań, więc mamy 2:3. W następnym przy swoim serwisie faworyt przegrywał już 0:30, ale wyszedł z opresji i nie dał się przełamać. W odpowiedzi de la Nava zaczyna gema od dwóch asów serwisowych, a po pięknej wymianie prowadzi 40:0. Do stanu 4:3 doprowadza kolejnym asem. Ciekawie jest też w dziesiątym gemie. Montanes przy wyniku 4:5 nie wytrzymuje napięcia i przegrywa 15:40. Mecz kończy podwójnym błędem serwisowym, a po ponad półtorej godziny gry do kolejnej rundy awansuje nieoczekiwanie jego przeciwnik. Szczecin walczy O 17:00 na placu boju pojawił się długo oczekiwany Szczecinianin Arkadiusz Kocyła oraz kwalifikant z Argentyny Guido Andreozzi. Polak wystąpił w turnieju z dziką kartą, a w pierwszej rundzie zaskakująco łatwo ograł innego kwalifikanta Rumyantseva. Na podobny scenariusz mieli nadzieję licznie zgromadzeni kibice, ale Kocyła zaczął nie najlepiej, gdyż przy swoim podaniu przegrywał 15:40. Na szczęście trema opadła i pierwszy gem padł jego łupem, a następnie mogło być jeszcze lepiej kiedy Andreozzi przegrywał 30:40. Breaka jednak nie było do stanu 2:2. W piątym gemie niestety nasz rodak przegrał na przewagi. Argentyńczyk dobrze serwował, a następnie mimo, że przegrywał 40:15 znów przełamał Polaka. Czwarty kolejny gem padł łupem Andreozziego i po niespełna trzech kwadransach set skończył się wynikiem 2:6. Druga partia to przełamanie już na początku i kwalifikant prowadzi 1:0. Do stanu 2:4 trwała walka gem za gem, jednak Kocyła w kluczowym momencie dał się przełamać po raz drugi, a w ósmym gemie wygrywał 40:15 przy podaniu rywala. Niestety najmłodszy zawodnik turnieju nie utrzymał prowadzenia i po godzinie i siedemnastu minutach przegrał mecz 2:6, 2:6. Gra Polaka mogła się podobać: ma niezły serwis i dobrze gra skrótami, jest więc szansa, iż w przyszłości jeszcze o nim usłyszymy. Pogromca Polaków Mecz dnia to pojedynek Grzegorza Panfila oraz Victora Hanescu. Rumun w poprzedniej rundzie odprawił z kwitkiem Gawrona, więc Polak chciał pomścić rodaka. Już w czwartym gemie Panfil przełamuje rywala i nawet dzwoniący telefon Karola Stopy słyszany przez głośniki na korcie nie wyprowadza go z równowagi. Po chwili jest już 4:1, a Hanescu wygląda jakby nie miał ochoty na grę. Z kolei Polak walczy o każdą piłkę i biega po korcie jakby miał niespożyte pokłady energii. Przy stanie 5:2 i 40:30 Gawron był bliski zakończenia seta po tym jak dobiegł do skrótu Hanescu. Co się odwlecze to nie uciecze i po swoim niemal firmowym zagraniu piłki po siatce Polak wygrywa 6:2. Pół godziny pierwszego seta nie zapowiadało emocji drugiej partii. Pierwsze dwa gemy do zera wygrywają serwujący. Przy stanie 2:1 dla naszego rodaka obserwujemy walkę na przewagi, ale breaka nie było. Następnie przed podobną szansą staje Rumun (40:30), ale dwa asy serwisowe pogrążają jego nadzieje. Przy stanie 4:3 Polak miał break pointa, ale przegrywa na przewagi mimo pięknego returnu. Dziewiąty gem to z kolei pierwsze przełamanie tego seta mimo heroicznej walki Panfila, który ulega na przewagi. Set kończy się wynikiem 4:6 i o losach spotkania rozstrzygnie trzecia partia. Już pierwszy gem to przełamanie podania Polaka. Po chwili walka na przewagi, ale Rumun wychodzi obronną ręką. Przy stanie 1:3 i 40:15 Panfil o mało nie przegrał gema na przewagi, jednak zabójczy skrót pozwolił mu cało wyjść z opresji. W ósmym gemie przy wyniku 3:4 szansa dla Polaka na przełamanie, ale mimo heroicznego boju przegrywa na przewagi. Kolejny gem pada jego łupem, ale w całym pojedynku ulega po dwóch godzinach 6:2, 4:6, 4:6. Spotkanie pokazało nam dwa różne sposoby gry - Hanescu grał 'ekonomicznie', oszczędzał siły, nie biegał do każdej piłki. Panfil z kolei bardzo dużo biegał i walczył, ale mimo kilku dobrych skrótów czy szczęśliwych zagrań po siatce, nie zdołał awansować dalej. Słowo o deblach Równolegle do singli, na korcie numer jeden walczyli debliści. W pierwszym pojedynku tryumfatorzy turnieju sprzed dwóch lat Tomasz Bednarek i Mateusz Kowalczyk zmierzyli się z Janem Mertlem i Davidem Skochem. Rozstawieni z dwójką Polacy w pierwszej partii toczyli wyrównany bój z Czechami, ale ostatecznie musieli uznać ich wyższość przegrywając 4:6. W drugiej partii podrażnieni faworyci oddali przeciwnikom tylko jednego gema, więc o wygranej decydował super tie break. W nim Polacy wytrzymali próbę nerwów zwyciężając 10-8, a ostatecznie 2:1. W drugim pojedynku emocji także nie brakowało. Rameez Junaid (Australia) oraz Adil Shamasdin (Kanada) grali w drugiej rundzie z Yannickiem Mertensem (Belgia) i Ivanem Sergeyevem (Ukraina). O wyniku pierwszej partii zadecydował tie break wygrany przez tych pierwszych do 6. W drugim secie było już 6:4, więc z awansu cieszyła się para spoza Europy. W czwartek Polacy też grają Emocje w czwartek zaczynają się o 13:00. Tego dnia poznamy wszystkich ćwierćfinalistów singla. Nas najbardziej interesuje pojedynek Jerzego Janowicza z Artemem Smirnovem, który rozpocznie się o 17:00. W deblu zobaczymy aż trzy polskie duety. Panfil i Przysiężny zmierzą się z Chorwatami Draganją i Zovko, natomiast turniejowa dwójka Bednarek/Kowalczyk sprawdzi dyspozycję Cervantesa i Mottiego. Meczem dnia będzie pojedynek Szczecinianina Arkadiusza Kocyły, który w parze z Piotrem Gadomskim będzie walczył z rozstawionymi z numerem jeden Niemcami Begemannem i Emmrichem. Zapraszamy na korty.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: Koniu |
|