Dąb wygrywa Półfinał Pucharu Polski
Po pięknym i emocjonującym spotkaniu pełnym dramaturgii i zwrotów akcji Dąb Dębno pokonał na własnym boisku Błękitnych Stargard 4:3 (2:1). Po dwie bramki dla naszej drużyny zdobyli Patryk Wachowski (obie w pierwszej połowie) i Roman Majchrzak (w drugiej połowie). Rywalem Biało-Zielonych w finale Pucharu Polski na szczeblu wojewódzkim będzie Flota Świnoujście, która pokonała w Szczecinie Pogoń 1:0.
Podczas środowego spotkania na twarzach dębnowskich kibiców w końcu mogła zagościć radość. I to nie tylko ze względu na zwycięstwo z silnym przeciwnikiem i awans do finału rozgrywek, ale także, a może przede wszystkim ze względu na piękną grę Biało-Zielonych (szczególnie w 2. połowie meczu) i dramaturgię spotkania. Zaczęło się interesująco, gdyż trener Zenon Burzawa zaskoczył wszystkich wyjściową jedenastką, chociażby wystawiając na prawej obronie Maćka Rosadzińskiego.Jednak początek meczu nie wskazywał na to, iż tego popołudnia zobaczymy taki niezapomniany spektakl. Mimo, iż Roman Majchrzak z Patrykiem Wachowskim wykazywali ogromną ochotę do gry, to jednak goście częściej dochodzili do głosu w sytuacjach podbramowych. Mądra gra Błękitnych prędzej czy później musiała przynieść wyczekiwany efekt w postaci gola i należy cieszyć się, że nastapiło to 'prędzej'. Po otrzymaniu bardzo ładnego podania między obrońców Robert Gajda nie miał problemów z pokonaniem wychodzącego z bramki Dominika Kubraka uderzając piłkę kąśliwym lobem. Gospodarze mogli odpowiedzieć szybciej niż ktokolwiek mógł przypuszczać, ale po kapitalnej piłce od Romana Majchrzaka (nie pierwszej i nie ostatniej tego dnia) Paweł Majewski zamiast zapytać się bramkarza, z którego rogu chce wyciągać piłkę, strzelił prosto w niego powodując tym samym niemałą konsternację na trybunach. Stracona bramka i niewykorzystana setka Majewskiego podziałały na Dąb, jak zimny prysznic i przez kolejne minuty, aż do zakończenia pierwszej połowy na boisku niepodzielnie panował tylko jeden zespół. Wyrównanie nastąpiło w 34 minucie, kiedy po faulu na około 20 metrze od bramki przyjezdnych piłkę ustawił Patryk Wachowski i efektownym strzałem obok muru doprowadził do remisu. Jeszcze 10 minut musieli wyczekiwać kibice by zobaczyć kolejnego gola. Do wydawać się mogło straconej piłki ruszył Jacek Jarecki i walcząc w stylu zapaśniczym z obrońcą gości sprowokował go do zagrania ręką. Arbiter nie miał wątpliwości i wskazał na 11metr, co początkowo wywołało lekkie zdziwienie, a następnie ogromną radość wśród dębnowskich kibiców. Jeszcze większe powody do świętowania zgromadzeni fani mieli kilkadziesiąt sekund później jedenastkę na gola zamienił Patryk Wachowski, który strzelając swojego drugiego gola w tym meczu zdobył tzw. bramkę do szatni. Po 15-minutowym odpoczynku arbiter ponownie przywitał obie drużyny i rozpoczął się horror, thriller, dramat i film sensacyjny jednocześnie. Po kilkunastu początkowych minutach na stadionie nie było chyba osoby, która w tej chwili obstawiałaby awans podopiecznych Gajdy i trzeba przyznać, że domysły miały odzwierciedlenie na boisku. Dąb dominował bardzo wyraźnie prezentując przy tym grę jakiej na boisku w Dębnie nie mogliśmy oglądać od jakiegoś czasu. Szybkie, kombinacyjne i co najwazniejsze składne akcje ruszały na bramkę to prawym skrzydłem, to lewym skrzydłem, a jak było trzeba to również środkiem. Nie wiedzieć, jednak czemu, futbolówka za nic w świecie nie chciała po raz trzeci wpaść do siatki Błękitnych, co przypieczętowałoby awans Dębu, bo dałbym sobie rękę uciąć, że przy wyniku 3:1 i tak grających gospodarzach przyjezdni nie byliby w stanie się podnieść. "Na kłopoty - Dłubis" - pomyślał trener Burzawa i chwilę później na boisku zameldował się najlepszy strzelec IV ligi, który mógł mieć 'wejście smoka' gdyby... Kapitalnie rozprowadzony atak Dębu, kilka zagrań z pierwszej piłki w środku boiska, przerzucenie na skrzydło, zagranie na 5 metr do niepilnowanego Dłubisa i... wydawać się mogło, że piłka musi wpaść do siatki, bo po prostu nie da się tego nie strzelić. Po raz kolejny okazało się jednak, że impossible is nothing i akcja, którą można by do znudzenia pokazywać w stacjach na całym świecie zakonczyłą się fiaskiem. Z pewnością był to punkt kulminacyjny tego spotkania, ale emocje nie opadły, a wręcz przeciwnie - z każdą minutą było ich coraz więcej. Przyczynili się do tego także piłkarze Błękitnych, którzy widząc indolencję strzelecką podpiecznych Zenona Burzawy (hmmm... skąd my to znamy?) ruszyli do ataku czyniąc wiele szkód w obozie wroga. Bramka na 2:2 wprowadziła spory zamęt i jeszcze większe zdenerowanie wśród graczy Dębu, ale po nieustannej i konsekwentnej grze do przodu Roman Majchrzak pokazał wszystkim, jak się wykorzystuje 'setki' i co znaczy zachowanie zimnej krwii do ostatniej chwili. Dziewięciu na dziesięciu zawodników IV ligi uderzałoby tę piłkę bez przyjęcia, inni próbowaliby przyjąć i kopnąć na siłę między obrońców, ale tylko Majchrzak był w stanie zachować się w ten sposób przyjmując spokojnie futbolówkę i umieszczając ją w rogu bramki czubkiem buta, tak jak to robią dzieci na podwórku, które nie mają jeszcze tyle siły by dokopać do bramki wewnętrzną częścią stopy. Była to 88 minuta i wśród zgromadzonych kibiców można było już usłyszeć szmery zadowolenia z awansu do finału Pucharu Polski, ale przecież każdy wie, że Błękitni lubią strzelać w dziewięćdziesiątych minutach... Nie inaczej było i tym razem, kiedy Dominik Kubrak strzałem głową został pokonany po raz trzeci i zgromadzenie kibice z niedowierzaniem przecierali oczy i spoglądali na zegarki... "Było tak blisko finału, a będzie trzeba grać jeszcze dogrywkę" - pomyślał nie jeden, i nie dwóch kibiców. Od czego są jednak liderzy drużyny? Była 4 minuta doliczonego czasu gry. Piłkę na lewej stronie otrzymał Dłubis, minął jednego obrońcę i wyłożył piłkę na 3-4metr, tak jak to wczsniej jemu wyłożono... Tam znalazł się Majchrzak i Dębno oszalało ze szczęścia... www.dabdebno.pl relacjďż˝ dodaďż˝: KochamDebno |
|