Przegrana Sandra Spa Pogoni Szczecin na własne życzenie
W piątej kolejce PGNiG Superligi Mężczyzn Sandra Spa Pogoń przegrała w Gdańsku z tamtejszym Torus Wybrzeżem 27:31. Szczecinianie prowadzili niemal przez całą pierwszą część spotkania. Przewagę stracili dopiero pod sam koniec tej części zawodów. W drugiej ich gra nie była już tak dobra, jak przed przerwą. Brak skuteczności i niemożność powstrzymania Mateusza Wróbla i Kamila Adamczyka sprawiły, że arcyważne trzy punkty zostały w Gdańsku. Pogoń tym samym nie poprawi swojej pozycji w tabeli rozgrywek.
Portowcy jechali do Gdańska z dużymi nadziejami. Dawały je występy przeciwko czołowym drużynom z ubiegłego sezonu PGNiG Superligi. Skończyło się co prawda brakiem punktów, ale przeciwko takim potentatom jak PGE VIVE Kielce czy Orlen Wisła Płock, to żadna nowość. Przegrywają z nimi duże lepsze na papierze zespoły. Z Wybrzeżem była jednak ogromna szansa na kolejne trzy „oczka”. Zresztą pierwsza połowa właśnie na to wskazywała.
Podopieczni Rafała Białego częściej faulowali, po czym musieli siadać na ławce kar. Niemniej obrona jako całość wyglądała naprawdę nieźle. Kilka przechwytów zakończyło się kontrami. Znowu szczecinianie prowadzili atak mając jednego gracza więcej, pole gry opuszczał wówczas jeden z bramkarzy Pogoni. W 19. minucie po rzucie nad Arturem Chmielińskim goście prowadzili już 10:7. Ręce same składały się do oklasków. Żałować można końcówki. Pogoń popełniła kilka błędów, za które słono zapłaciła (14:13 dla gospodarzy). Przed przerwą najwięcej problemów sprawiali nam Mateusz Wróbel oraz Kamil Adamczyk. Niestety, po zmianie stron sytuacja nie uległa zmianie. Początkowo to ten pierwszy brał na siebie ciężar odpowiedzialności za los meczu (lewe rozegranie). W ostatnim kwadransie przypomniał o sobie także prawy rozgrywający. Dość powiedzieć, że obaj zakończyli te zawody z rewelacyjnym dorobkiem, bo aż 11 bramek. Taka sytuacja w piłce ręcznej zdarza się niezwykle rzadko. Zdarzyła się w Gdańsku. Pogoń ostatecznie przegrała ten mecz absolutnie na własne życzenie. Szczecinianie dochodzili do pozycji rzutowych, ale albo piłka mijała światło bramki, albo też odbijała się gdzieś od bramkarza gospodarzy. Druga połowa była zdecydowanie słabsza w wykonaniu Portowców, choć ci starali się odcinać obu liderów Wybrzeża. Niewiele udało się jednak z tego wykonać. Szkoda podwójna, bo mecz mógł się podobać, a gdańszczanie nie grali tak, że byli wyraźnie lepszym zespołem. W kilku sytuacjach można było mieć pretensje do arbitrów z Płocka. Raz nie odgwizdali ewidentnego faulu w ataku, innym razem mogli nie wskazywać dwóch minut kar dla Adama Wąsowskiego, który potem musiał bronić znacznie bardziej asekuracyjnie. W przeciwnym razie mógłby skończyć z czerwoną kartką. A taki właśnie los spotkał Pawła Papaja (bezpośrednia czerwona) oraz Kacpra Gajka (z gradacji kar).
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: kempes7 |
|